wtorek, 8 października 2013

Rozdział pierwszy

   Słyszę pukanie do drzwi. Mam ochotę jedynie rzucić poduszką i wrzasnąć, żeby ten ktoś spieprzał, jednak ostatecznie zbieram się i otwieram je.

- Dzień dobry, prezent dla Pani.
- Dla mnie? - krzywię się.
- Tak, poproszono mnie o dostarczenie tego do pokoju numer dwieście piętnaście. Chyba się nie pomyliłem?
- Niestety nie - mruczę z niezadowoleniem.

   Zabieram małe opakowanie i zamykam drzwi, sztucznie się uśmiechając. Sięgam po wstążkę i ją ściągam. Uwolniona pokrywka opada swobodnie na łóżko, a ja widzę złożoną karteczkę.

   "Jesteś szalenie intrygującą kobietą.. Takiej to ze świecą szukać. Świecy nie mam, ale znalazłem. Tylko czy dasz mi szansę bliższego poznania? "

   Śmieję się tak, jak nigdy wcześniej. Jednak potem obracam kartkę w dłoniach i czytam odwrót.

   "Dobra, wiem, to było tandetne. A tak szczerze, dasz się gdzieś zaprosić? Zaproszenie otwarte, wystarczy zapukać w drzwi naprzeciwko. Miłego dnia."

   Nie rozumiem dlaczego jest aż tak nachalnym człowiekiem, więc gniotę ową kartkę i rzucam nią do kosza. Trafiam "za trzy" i unoszę ręce w geście triumfu. Postanawiam rozejrzeć się po mieście, więc przebieram się w jakieś luźniejsze rzeczy, zabieram torebkę i zamykam za sobą drzwi. Odstawiam kartę w recepcji, po czym wychodzę przed hotel. Nie mam nawet pojęcia w którą stronę pójść, więc pytam pierwszą lepszą osobę, która właśnie przechodzi obok, o jakąś trasę.

- Zależy gdzie Pani chce iść albo jechać. Poza tym w sumie, to nie ma tu nic do zwiedzania. Galeria, Manufaktura, Piotrkowska, nic szczególnego.
- A ta Piotrkowska to gdzie?
- Tylko mówię, że tam to nie warto, bo chociaż znana, to nic w zasadzie na niej nie ma.
- Pytam o dojazd, a nie o Pani zdanie na temat tej ulicy- zaznaczam poirytowana.

   Dostaję satysfakcjonującą mnie odpowiedź i ruszam w tamtym kierunku. Po dłuższym spacerze udaje mi się tam dotrzeć. Mijam stare kamienice, sklepy i zabytki. Właściwie, to nie znajduję niczego, co by mnie zainteresowało, więc wracam w drugą stronę. Słyszę ulicznego grajka, siedzącego przy żelaznym pianinie z gitarą. Wyśpiewuje wysokie dźwięki z tak wielką łatwością, że aż chce się go słuchać. Przystaję naprzeciw i czekam na kolejny utwór, jak i inni słuchacze. Wybiera znany mi dobrze kawałek Coldplaya, więc wsłuchuję się jeszcze mocniej. Łzy ciekną po policzku, bo przypomina mi to o starym życiu. Szybko ocieram łzy i uciekam jak najdalej mogę. Biegnę przed siebie, czując znów całą nienawiść do męża. Oddech przyspiesza, siły opadają, nogi odmawiają posłuszeństwa. Kulę się i opieram o ścianę jednego z budynków. Podchodzi ktoś do mnie i pyta, czy wszystko w porządku.

- A nie widać? - warczę, nie podnosząc wzroku.
- No właśnie nie, dlatego się zmartwiłem.Wytrzyj sobie oczy, masz tu chusteczkę - czuję jak dotyka mojego ramienia.
- Spieprzaj człowieku - syczę.

   Mam ochotę zabić każdego, kto mi się nawinie pod rękę.

- Nosz kurwa, jeszcze Ciebie mi tu brakowało - wreszcie otworzyłam oczy.
- Mi Ciebie również miło widzieć - szczerzy się.
- Spierdalaj, jesteś jakimś idiotą! Śledzisz mnie!
- Przestań, przechodziłem akurat, zwykły przypadek - próbuje mnie uspokoić.

   Rzucam w niego torebką i idę dalej. Przecieram rozmyty makijaż. Chcę jak najszybciej znaleźć się znów w hotelu. Mieć spokój. Wsłuchać się w dźwięki ulubionych piosenek, bez żadnych podtekstów.

                                                 Chcę po prostu żyć, czy to tak wiele?

   Nawet nie próbuje mnie gonić. W szybkim tempie pojawiam się ponownie w swoim tymczasowym miejscu zamieszkania. Zamykam się w pokoju i kładę się na łóżku. Próbuję sobie ogarnąć myśli, pozbierać je w jedną kupę. Jednak za nic w świecie mi się to nie udaje. A dlaczego? Chyba za szybko wszystko znów wróciło. To miał być nowy rozdział w życiu, a znów sama się dołuję. Przyłożyłam głowę do poduszki, przymknęłam oczy i przypomniałam sobie te wszystkie dobre chwile, jakie przeżyłam. Nie ma ich mnóstwo, ale to one wywołały uśmiech na mojej twarzy. Nie dotyczyły męża. Nie dotyczyły starego życia tylko w domu. Chodziło o jakieś proste sytuacje, które spowodowały, że jednak moje życie nie jest takie beznadziejne. Stare czasy liceum czy podstawówki..

   Chwilę potem uświadamiam sobie swój wiek. Nie należę do najmłodszych.. A na ten moment nawet w Łodzi nie znalazłam sobie mieszkania, pracy, przyszłości. Za coś trzeba żyć. Za coś i gdzieś trzeba funkcjonować. Patrzę na siebie w lusterku. Postanawiam stawić czoła wszystkiemu co mnie spotka w najbliższym czasie. Wyjmuję laptopa i rozpoczynam poszukiwania.

   W hotelowej recepcji zostawiam liścik dla Andrzeja, chociaż i tak o nim niewiele wiem. Przepraszam go za sytuację i proponuję pojednawczego drinka. Muszę zacząć poznawać wszystkich i szykować sobie jakąś pozycję w środkowej Polsce.

   Nie pozostaje to bez echa. Już pół godziny później, do moich drzwi puka ten osobnik. Otwieram i zdobywam się na mały uśmiech.

- Odczytałem wiadomość i z miłą chęcią wybiorę się do jakiejś restauracji. Kolacja teraz?
- Pewnie, może od razu przy świecach? - mówię z ironią.
- Jeśli tylko tego będziesz chciała, to mogą nam zapalić świeczki.
- Nie zrozumiałeś sarkazmu?- pytam poirytowana.
- I vice versa?

   Przestaję ogarniać rzeczywistość, ale zapraszam go do środka. Proszę o chwilę na przygotowanie, a ten potakuje. Sama uciekam do łazienki, wdziewając pierwszą lepszą sukienkę. Niecałe dziesięć minut później, wychodzimy razem z mojego pokoju i kierujemy się do jakiejś restauracji w śródmieściu. W drodze właściwie nie mówimy nic. Na około nas pełno ludzi, wszędzie gwar i hałas. Im dłużej tam przebywam, tym bardziej jestem poddenerwowana. . Dopiero po zajęciu miejsc przy stoliku, rozpoczynamy konwersacje. Najpierw oboje wzajemnie się badamy, sprawdzamy nasz "teren". Ja właściwie nic od niego nie chcę, więc zbytnio nie angażuję się w bliższe poznawanie.

   Tuż obok nas przechodzą jakieś nastolatki, które prawie mdleją. On się do nich lekko uśmiecha i mówi, że ma czas prywatny i zaprasza kiedy indziej. Patrzę zdezorientowana na niego i w myślach próbuję wyszukać, kim on może być, że tak się ludzie zachowują. W końcu nie wytrzymuję i zadaję mu to pytanie wprost.

- Nie wiesz, kompletnie nic nie wiesz?
- Sorry gwiazdeczko, ale nie.
- Hmm.. To w sumie, właściwie lepiej, odpowiada mi to.
- A mnie nie, bo nie wiem, kim właściwie jesteś.
- Nie wystarczy Ci po prostu Andrzej?
- A Tobie wystarczyło po prostu Karolina?
- To co innego.
- Ani troszeczkę.
- Innym razem. Pyszny kurczak - zachwyca się, zmieniając temat.


                                    Kolejny pojeb w moim życiu, dobrze, że tylko na chwilę..

7 komentarzy:

  1. Jeju jeju jejuuuuuuu *.* Moja Kinga otworzyła furtkę ! :D To teraz mogę czytać :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Rozdział przeczytany. :D Teraz za mnie chyba pójdziesz spać, bo ja z tych emocji nie zasnę :D ;*

      Usuń
  2. Świetny ... Jak zwykle :D Wow tak na forum udostępniłaś linka ?? Zadziwiasz mnie xD

    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń
  3. Kinia!!! Jak dobrze że wracasz! :D To jest bardzo ciekawe opowiadanie!!:D pisz dalej,masz talent :D Buźka :* Dorota

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiesz, że tękniłam ? ~ Ann

    OdpowiedzUsuń
  5. Wiedziałam, że wrócisz! Że, na marne tego prologu nie pisałaś! :)
    Świetne, naprawdę. Czekam na kolejne. :>

    OdpowiedzUsuń