środa, 16 października 2013

Rozdział drugi

- Dziwny jesteś, wiesz? - skwitowałam wreszcie.
- Dlaczego tak uważasz? - zapytał, odkładając sztućce na talerz.
- Nie znamy się właściwie, a ty jeszcze nie chcesz mi nic o sobie powiedzieć.
- Ale co Ci mam mówić?
- Po co Cię zaczepiają jacyś ludzie?
- Nie mogę mieć tajemnic?
- Nie lubię tajemniczych ludzi.
- Więc i mnie nie polubisz.
- Na to wychodzi. Dzięki, muszę iść.

   Wyciągam z kieszeni pięćdziesiąt złotych, kładę na stoliku i zabieram swoje rzeczy, kierując się do wyjścia. Od początku wiedziałam, że się nie dogadamy, więc nie jestem zdziwiona. Łapię taksówkę i jadę znów do hotelu. Biorę gorącą kąpiel, która niemalże pali mi skórę. Lubię to. Dlaczego? Nie, nie jestem sado maso. Wtedy po prostu czuję wszystko dwa razy bardziej. Każdy ruch po moim ciele, każdy dotyk. Co z tego, że jestem w pokoju sama i nie spodziewam się żadnego mojego partnera. Przecież i tak takowego nie mam. Po prostu być może jakaś kwestia przyzwyczajenia?

   Biorę książkę i kładę się do łóżka. Czytam ciekawe zdanie.

   "Zabrała ją do księgarni, a potem do kawiarni, żeby jej uświadomić, że lektura z powodzeniem zastąpi jej męża, przez jakiś czas nawet seks, i generalnie jest dobrym lekiem na samotność."


   Ciekawa teza.

   Odkładam na szafkę nocną ową lekturę i zamykam oczy. Oddaję się w ramiona Morfeusza. To chyba jedyny reprezentant płci męskiej, któremu mam ochotę się się oddać od tak. Prawie zawsze.

   Rano, po śniadaniu, biorę się za rozsyłanie CV. Dodatkowo, szukam mieszkania. W końcu przecież wiecznie nie będę mieszkać w hotelu, bo to głupie. 

  Popołudniu wyskakuję tylko znów na miasto, żeby jakoś się z nim zaznajomić. Krążę właściwie bez celu. Odwiedzam zakątki miasta. Jeden koniec, drugi koniec.. Ostatecznie z trzeciej części miasta, wracam taksówką, bo nie mam siły po raz setny pytać kogoś, jak dotrzeć w to i w to miejsce. 

   Po zjedzeniu kolacji, prawie natychmiast zasypiam, bo jednak przechodziłam tego dnia swoje.

   Nawiązywanie nowych znajomości? To nie dla mnie. Jak ktoś się napatoczy, to i tak nie uda mi się odbyć z tą osobą głębszej rozmowy. A czemu? Tak po prostu, nie jestem do tego stworzona. Jednak w obcym mieście, to niezbędne do przeżycia.

   Aż dziw brał, wracając do przeszłości, że nawet jedna osoba nie szuka mnie. Nikt nie próbuje dociekać gdzie się znajduję, po co, dlaczego.. Właściwie to mi smutno. Bo liczyłam, że chociaż uzyskam przeprosiny, telefon od przyjaciółki czy przyjaciela. Przeliczyłam się.

   Coraz częściej w hotelu pojawiają się rozkrzyczane nastolatki, od których bolały mnie uszy. Najgorsze to to, że się nie chcą uciszyć. Jedna z nich nawet bezczelnie na mnie wrzeszczy.

- Mogłybyście oszczędzić mi tych jazgotów wreszcie?
- Wypchaj się. Masz ich na co dzień, obok mieszkasz, a się jeszcze nas czepiasz.
- Ej, o co Ci chodzi, gówniaro?
- O to, żebyś zabrała swój gruby tyłek i stąd spieprzała, bo tu jest początek kolejki, a tam - wskazała drugi koniec hallu - końcówka, do której możesz dołączyć.
- Wam wszystkim naprawdę odbija, jesteście pojebane.. - macham ręką i odbierając kartę do pokoju, kieruję się w jego stronę.

   Po drodze mijam Andrzeja, który obrzuca mnie uśmiechem i przytuleniem. Widząc go, owe dziewczyny zaczęły jeszcze głośniej piszczeć, wyciągać aparaty, kartki..

- Jak żyjesz? - opiera się o poręcz, tyłem do tłumu.
- Jak widać, w zasadzie nic nowego. A ty?
- Pojutrze się stąd wynoszę..
- Ciekawie.
- Może jeszcze zdążymy się umówić?
- Może.. Nie wiem.
- Dzisiaj wieczorem? A nie, wróć, nie mogę.. Za godzinę?
- Jak się wygrzebię z łóżka, to owszem.
- To się w ogóle do niego nie kładź, albo Cię stamtąd zabiorę na rękach do auta - znów ukazuje rząd swoich śnieżnobiałych zębów.
- Już to widzę - chichoczę - leć, bo Cię fanki zaraz zgwałcą na odległość.
- Wolę na odległość, niż z bliska.
- Tyle do wyboru, wybierz jedną, będzie Ci z pewnością wdzięczna - rzucam na odchodne.
- Za godzinę u Ciebie będę i bez wymówek!

   I nagle z osoby pewnej siebie, która chce dokopać męskiej części świata, staję się podatną na kilka miłych słów i zachowań. Kieruję się szybkim krokiem do pokoju, gdzie od razu wpadam w wir przygotowań. Po chwili jednak siadam i się zastanawiam, co ja robię.

- Przecież ty go ledwo znasz, głupia jesteś? Odpuść sobie go, halo! - mój mózg sprowadza mnie na ziemię.

   Pakuję się do łóżka, nakrywam kołdrą i biorę do ręki laptopa. Wysyłam kolejne CV i dzwonię po ente z rzędu propozycje mieszkania do wynajęcia. Punktualnie po sześćdziesięciu minutach od rozmowy, słyszę pukanie do drzwi.

- No nie, ty serio chcesz, żebym Cię nosił? - stanął, opierając się o ścianę.
- Tak, właśnie tego chcę - rzuciłam - po prostu muszę sobie to ogarnąć, bo bez tego nic tu nie zrobię.
- To odpuść sobie na razie, chodź na tę kawę.
- Nie chcę, nie mogę, po prostu nie. Innym razem.
- Innego razu nie będzie.
- To nigdy - nie odrywam wzroku z monitora, choć widziałam i tak jego wyraz twarzy.
- Pytam po raz ostatni, wstajesz, czy mam Cię siłą wyciągnąć?
- Nie dasz rady, za ciężka jestem - śmieję się.
- Wypróbujmy.

   Bez skrępowania podchodzi, odrzuca laptopa i kołdrę, po czym podnosi mnie i wynosi do windy.

- A buty, torebka, telefon, karta?
- Trzeba było wstawać jak człowiek.

   Właśnie podjechała winda, do której wsiadamy. Rzuca mi butami na podłogę i niewinnie się uśmiecha. Kręcę głową, zakładam je i wychodzimy, a przynajmniej próbujemy, z hotelu. Piszczące i napalone nastolatki w dalszym ciągu nie chcą odpuścić. On mówi tylko, że później i docieramy do samochodu.

- Kierunek, najlepsza kawa w mieście - uśmiecha się.
- Jesteś paskudny, wiesz?
- Jestem kochany, jeszcze się o tym przekonasz.

   Odjeżdżamy z piskiem opon, przejeżdżając ruchliwe centrum, aż do jednej z bocznych uliczek. Tam parkujemy i wysiadamy.

- Pozwolisz.. - otwiera mi drzwi i podaje rękę, żebym mogła wysiąść.
- Ech, dżentelmen.. - chichoczę.

   Udajemy się w stronę jasnego budynku. Kiedy wchodzimy do środka, kelnerki stoją na baczność i są na każde nasze skinienie głową. Wybieram sobie ciasto z orzechami i masą kajmakową oraz karmelowe macchiato. On postawił na coś bardziej męskiego - espresso i szarlotkę.

- Czemu wyjeżdżasz? - zapytałam w końcu.
- Kończę tu pracę, wyprowadzam się do Bełchatowa.
- Czemu akurat Bełchatów?
- Fajne miasto, fajni ludzie.
- Jesteś aktorem, tak?
- Nie, nie, no co ty.
- To kim?
- Nie powiem Ci, niech to zostanie moją słodką tajemnicą. W końcu tajemniczy facet, to podobno lepszy facet - unosi lekko kąciki warg.
- Podobno - mruczę - nie lubię tajemnic.
- To musisz polubić.
- Nieznośny jesteś, przestaję Cię lubić - biorę łyk kawy.
- A ja Ciebie wręcz przeciwnie. Ojeej, jak uroczo.
- Co? - krzywię się.
- Masz pianę nad ustami, wąsy w sensie. Daj, wytrę Ci.

   Bierze serwetkę i lekko muska moją twarz. Jego dotyk sprawia mi.. to, że jestem zadowolona? Nie, to głupie. Może coś na kształt po prostu szczęścia. Tak brzmi to lepiej.

   Przez chwilę nasze oczy się spotykają. Jego wzrok przeszywa moje ciało. Niewiele się zastanawiając, zbliżam się i go całuję. Po chwili jednak, odrywam się i głośno chrząkam, zakrywając usta.

- Przepraszam, to nie tak..

   Zabieram szybko okrycie i uciekam czym prędzej. On biegnie za mną, ale udaje mi się schować w pierwszym lepszym sklepie. Po kilku minutach trafiam na przystanek, skąd dostaję się do hotelu. Wiem, że on tam na mnie czeka, ale to jedyne rozwiązanie. Nie mylę się. Już przy wejściu chodzi w kółko i się rozgląda. Czmycham na bok i wchodzę drzwiami dla personelu. Po cichu przemykam na górę i zaszywam się w pokoju.

 Kim jest ten człowiek, że tak bardzo dla niego tracisz głowę? Kolejnym, zwykłym szarakiem, który  zdradza i co rusz ma inną dupę? Oby nie..